W opozycji

1936

- Yg. 1926, nr 52 -

Jako dokument opozycyjny Sonntags-Zeitung został założony i był prowadzony do tej pory, a także zamierza w nim pozostać. Krótko mówiąc, przeciwstawia się panującemu trendowi w całym życiu publicznym Ojczyzny, w prasie, polityce, ekonomii i tak zwanej „kulturze”, którą zwykle rozumieją hasła takie jak nacjonalizm, kapitalizm, klerykalizm i tym podobne. Nie broni się przed tymi mocami, jak często twierdzą sympatyczni czytelnicy, a przede wszystkim nie-czytelnicy, z czystej mefistofelowskiej radości z zaprzeczania, łajania i robienia złych; ale ponieważ wydawca ich kłamstwa, głupoty i głupoty ma przed sobą codziennie namacalne dowody i nie może się oprzeć potrzebie ich wyrażenia. Gdy tylko świat, w którym żyję, stanie się rozsądny, przyzwoity i prawdziwy, otrzymam niedzielne dokumenty i wydam wydania.

Niektórzy z sędziów, a szczególnie przyjaźni, uważają teraz, że nie należy się przyłączyć i pracować dla określonej partii na froncie opozycyjnym, która nazywa się politycznie „lewicą”. Jest w tym coś, a także obojętna letnia obojętność lub tchórzliwa hipokryzja, które tak bardzo lubią się zachowywać, jak „stawanie na przyjęciach”. Każdy, kto chce powiedzieć coś swojemu ludowi i jego czasowi, nie powinien bać się popierać stron, nawet ryzykując strąceniem go z tropu. Ale mam swoje dobre powody, jeśli nie jestem partyzantem w najściślejszym sensie i nie przepisuję mojej gazety żadnej z lewicowych partii, które są mi bliskie, nawet socjaldemokratów, la suite, których zwykle znajduję się w wyborach i tym podobnych. Jedną z odrażających publicznych niegodziwości jest ta, która jest szeroko rozpowszechniona po lewej stronie i którą chciałbym nazwać duchem imprezy - w złym sensie - że w swoim obozie znajdziesz wszystko, co piękne i dobre, a wszystko, co złe i złe, przeciwnika musi. To samo sprawia, że ​​nasz tak zwany patriotyzm jest tak śmieszny i uparty; co fałszuje walkę klas; która zatruła konflikt wyznań i światopoglądów. Nie lubię brać udziału. Nie uważam tego za zdradę własnego obozu, nawet jeśli ktoś rozumie lub akceptuje swoją osobowość lub działanie; i nie zanieczyszcza własnego gniazda, jeśli eliminuje się nieczystości, które się w nim znajdują, lub krytykuje jego słabe punkty. Nie uważam tego za szkodliwe, ale nawet konieczne.

I mogę pozwolić sobie na tę postawę tym bardziej, że nie jestem na zewnątrz, aby zebrać wokół siebie zwolenników, aby zebrać klikę lub „kościół”, jak wolą mawiać prorocy. Staję na własnych nogach i chciałbym zobaczyć, jak inni ludzie wokół mnie lubią stać na takich. Nie jestem przekonany, że mam jedyną i opatentowaną prawdę. Chcę, aby inni, jak ja, szukali prawdy, ale lubią też pozwalać im iść własną drogą. Mam nadzieję, że treść tej gazety jest rozumiana w ten sposób. Moi czytelnicy nie powinni być przekonani o nieomylności, a jedynie dobrej woli ich gazety. Chcę, żeby oni też je przetestowali, aby zastanowili się, co jest w nich; nie żeby przysięgali, jak brat Stammtisch na prześcieradle. Jeśli niektórzy, którzy po prostu chcą być prowadzeni, nie mogą znaleźć upragnionej linii w Sonntags-Zeitung, nie mogę nic na to poradzić, ponieważ mnie tam nie ma, może kupić bilet na imprezę.

Wiem, że ograniczam krąg czytelników na własną szkodę. I niestety, wśród tych, którzy leżą w jego dzielnicach, wciąż są tacy, do których, szczerze mówiąc, nie przywiązuję dużej wagi. Dla tych, którzy nie są poważni w sercu; którzy chcą się dobrze bawić, czytając ten artykuł. Allesbesserwisser, Blasierten, „intelektualiści”. Nie mogę i nie podoba mi się twoje twierdzenie o „duchowości”. Czytelnikiem, który najbardziej mi się podoba, jest prosty, niewykształcony „człowiek na ulicy”. I to jest nieadekwatność mojej i moich pracowników, jeśli gazeta nie zawsze jest napisana, aby była w stanie zrozumieć jej treść. Dla nas, którzy przyzwyczaili się do żargonu tak zwanego „wykształconego”, nie jest tak łatwo pisać dobrego niemieckiego bez obcych słów. W tym punkcie, w powszechnym rozumieniu, powinno być jeszcze lepiej z niedzielną gazetą.

1926, 52 Sch.